środa, 4 lutego 2015

Raj "Frankowiczów", czyli od Obamy do Balcerowicza

http://nicalbonic.blox.pl/resource/OBAMA_KARYKATURA.jpg



Gdy na początku lat 90′ ub.w. „Bagsiki i te inne” oszukały naród uruchamiając oscylatora bankowego, ludzie Wałęsy – zamiast, zgodnie z zapowiedziami, puścić złodziei w skarpetkach – umożliwili oszustom ucieczkę z Polski. Nikt się tym jednak zbytnio nie przejmował, bo w chwilę potem Wałęsa rzucił kolejne hasło: „Róbta co chceta, a jak nie wieta co, to róbta siatkie” i … Polacy zrobili siatkie, tyle tylko, że przestępczą. Tak powstała mafia. Mafia na początek zainteresowała się sprzedawanymi na zachód polskimi bankami. Cel był jasny, jak już trzeba coś oddać, czy sprzedać za bezcen, to najlepiej z długami.

Polityka „lewego kredytowania” rozwinęła się błyskawicznie, i na przełomie epoki Wałęsa / Kwaśniewski osiągnęła swoje maksimum. Procedury były jasne. Kupowano tanią działkę pod miastem, zwożono na nią kupę złomu (dla niepoznaki np. świeżo pomalowanego), stawiano jakiś blaszany barak, biurko z komputerem, i całość rejestrowano jako prężną firmę produkującą atrakcyjne wyroby eksportowe. Jak wiadomo przy pobieraniu kredytu niezwykle ważny był poręczyciel, prywatny ręczył kasą, ale od polityka wystarczyło dobre słowo. I dobrych słów rekomendacji nie zabrakło.

Ściągany na miejsce ekspert bankowy najczęściej nawet nie wchodząc do tak przygotowanych „hal produkcyjnych”, zadowalał się sutym „wziątkiem”, po czym potwierdzał wartość zastawu bankowego, a bank dawał kredyt. Rekordzistą w tamych czasach był spryciarz, który inwestując ok. 7 tys. złotych pobrał ponad 40 milionowy kredyt. A, że poręczycielami byli najważniejsi wówczas lokalni politycy, nietrafione kredyty szły w koszta bankowe. Wprawdzie zachodni nabywcy banków marudzili nieco widząc takie podejrzane operacje, ale wiadomo, „darowanemu … w zęby się nie patrzy”.

W miejsce sprzedanych banków zaczęły powstawać m.in. parabanki. Pojawiły się Bezpieczne Kasy Oszczędności (np. L. Grobelnego), Kasy Stefczyka, „Ambery Goldy”, itp. Z w.wym. bankami i parabankami zaczęły ostro konkurować kantory, lombardy, prywatni lichwiarze, oraz – co zostało ujawnione w ostatnich dniach – komornicy i urzędy skarbowe. Jak można było się spodziewać – za wyjątkiem pewnego ministra, który zażyczył sobie, aby skarbówka przestała chodzić za jego żoną – państwu, czyli rządowi, wszelkie spory pomiędzy poszkodowanym obywatelem a instytucją operującą finansami „wisiały, i powiewały jak kilo kitu”.

Obywatele postawieni w przymusowej sytuacji, nie mogąc spłacić kredytu, albo „rzucali się na sznur”, albo załatwiali sprawy tak jak na filmie „Dług” K. Krauze. I prawdopodobnie jeszcze długo w sporze obywatel /państwo ten pierwszy zawsze byłby „na straconym”, gdy nie to, że nagle stała się jasność. Do pazernych banków – wiadomo, bogatemu i byk się ocieli – uśmiechnął się los. Franek poszybował w górę! Gdy bankierzy zaczęli już liczyć zwiększone dochody, państwo postanowiło pomóc … swoim „znajomym króliczka”, ale kosztem zmniejszonych zysków dla bankierów.

Nie może przecież być tak, żeby złodziei okradał inny złodziej. Jak jednak zrobić, aby rekompensatę za głupotę dostały tylko wybrane osoby? Tego nie wie nawet wszechwiedzący vice premier Piechociński, który dzisiaj wystąpił i … nie powiedział nic nowego. Moja propozycja miała być pointą tego wpisu, ale nie będzie, niech przemówią karykatury. ;) Wszak pierwsze kroki zostały już zrobione przez najważniejszego człowieka na świecie i w najważniejszym kapitalistycznym (?) kraju …


http://aferyprawa.eu/content/dokumenty/balcerowicz_odszedl_karykatura.jpg