czwartek, 30 października 2014

Transformacja to rewolucja, czy zamach stanu?

Tajemnicze pojęcie transformacja to w zasadzie bezstratne przekształcenie czegoś w coś. Bezstratne teoretycznie, bo w praktyce przekształcenie PRL w RP odbyło się w drodze TOTALNEGO niszczenia nieźle funkcjonującej gospdoarki PRL i utworzenia czegoś, co w początkach lat 90' ub.w. przypominało obecną Ukrainę. Niszczone zakłady pracy, i nieruchomości zmieniały właściciela za przysłowiową "złotówkę" zgodnie z zasadą b. premiera Polski nakazującą, "ukraść pierwszy milion". Udało się. 


Już w 2002 r. polska stała się dziadem Europy, rozwijającym się znacznie wolniej nawet niż ... Białoruś! Szczegóły tutaj:
http://forum.gazeta.pl/forum/w,28,4000497,,Polska_rozwija_sie_wolniej_niz_Bialorus_.html?v=2&wv.x=1
Czy wejście do UE zmieniło sytuację Polski? Teoretycznie tak, bo (uwaga!) na dystansie 25 lat transformacji przegoniliśmy wszystkie pozostałe kraje byłego bloku wschodniego. Ale nie cieszmy się. Statystyka jest bezwzględna nawet, gdy punkt startowy różni się znacząco, bo przed obaleniem komunizmu, należało pierw zniszczyć Polskę. 


W 1989 r. wystartowaliśmy z pozycji kraju niewiele różniącego się od afrykańskich Bantustanów. Stan gospodarki był o wiele bardziej zdemolowany niż np. Jugosławii, czy Rumunii, gdzie przetoczyły się wojny domowe. W tej sytuacji każda próba odbudowania przemysłu skutkowała wzrostem PKB. A jak wyglądało to w rzeczywistości? Jeszcze w 2011 r. Polska dysponowała gospodarką zbliżoną do późnego Gomułki, obecnie jesteśmy już na początku epoki Gierka. Jednak nie łudźmy się! 


Nigdy nie osiągniemy poziomu sprzed słynnych strajków jakie w 1976 r. zapoczątkował Ursus i Radom. I nigdy nie będziemy budowali największych na świecie kontenerowców, bo szlag trafił stocznie. Z tych samych powodów nie wyprodukujemy lekkich samolotów, pociągów, kombajnów rolniczych, samochodów, czy wyrobów przemysłu elektromaszynowego konkurujących z produkcją zachodnią, bo taka jest cena transformacji.
Nie to jednak jest najważniejsze. Prawdopodobnie też nigdy nie dowiemy się  komu zapłaciliśmy i komu będziemy nadal płacić tak wysoką cenę za dokonanie rozłamu i wyjście z bloku wschodniego. 


Nie dowiemy się, bo wszelkie informacje są niezwykle skutecznie usuwane z ogólnie dostępnych miejsc. Nie wierzącym polecam np. stronę:    
http://info.wyborcza.pl/temat/wyborcza/szybciej+rozwija
na której dostępne są tylko dobre wiadomości, dobre dla pijarowców PO. Po tych znacznie gorszych - np. o gospodarce Białorusi - ślad ginie, co można osobiście sprawdzić. No cóż, jak wiadomo media są bezstronne. Bo po co denerwować "ciemnego luda"? Niech się ciemny lud cieszy, że ma tak dobrze jak ... Białoruś bez transformacji. 

.

wtorek, 28 października 2014

Czy ja jestem trollem Putina?

Jest nowy temat zastępczy dla "ciemnego luda" co by on, ten ciemny lud, co wszystko kupi, za bardzo nie główkował. Wymyślono więc, że każdy, kto pisze pozytywnie o Rosji i Putinie jest trollem, a może nawet agentem GRU. Szczegóły można zobaczyć tutaj:

http://wiadomosci.dziennik.pl/media/artykuly/473526,polskie-trolle-putina-w-sieci-legitymacja-gru-najwiekszym-pragnieniem.html

No i mam problem, bo mam sentyment do szkół w PRL, gdzie nie było: a/ przemocy, wystarczyło naskarżyć nauczycielowi, który zganił, albo nawet wytargał sprawcę za ucho, b/ agresji, młodzież grała w piłkę w szkole i poza szkołą, c/ narkotyków,  dilerów, i ochroniarzy, d/ obojętności nauczycieli, itd. itp. 

Podobała mi się Służba Zdrowia, bo: a/ leki były za darmo, a dla pracujących na 33% zniżkę, b/ lekarza można było telefonicznie wezwać do domu i ... przychodził (!) o ustalonej godzinie, c/ w szkołach i z-dach pracy na etatach zatrudniano higienistki, stomatologów, lekarzy, a nawet funkcjonowały przyzakładowe szpitale i przychodnie. 

Fascynowały mnie otwarte ścieżki kariery zawodowej. W PRL można było spełnić każde marzenie bycia kimś (nawet elektryk mógł zostać prezydentem). Paradoksalnie, im ktoś miał gorszą sytuację rodzinną, tym bardziej państwo mu pomagało. Sieroty i półsieroty miały ułatwienia w podjęciu studiów, otrzymaniu stypendiów (tych było aż siedem!), korzystały z nieoprocentowanych kredytów, których nawet nie musiały do końca spłacać. 

Tak zwana nadopiekuńczość państwa dawała pełnię poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. W PRL nie było bezdomnych, bezrobotnych ... panowało ogólne pijaństwo i szczęśliwość, no chyba, że państwo podnosiło cenę wódy i zagrychy. Wtedy społeczeństwo szalało i strajkowało, podczas jednego z takich strajków obalono: władze PRL, i przy okazji komunę. Podobno. I komu to było potrzebne? 

Chyba jednak jestem trollem, bo nawet imponuje mi Putin, który dał odpór zamachowcom, zrywającym obrady sejmu, obalającym konstytucję Ukrainy i demokratycznie wybranego prezydenta. Oj, przyjdą do mnie nocą, kolbami w drzwi załomocą ... ;) ;)
.

środa, 22 października 2014

Ordynacja wyborcza

Już za kilka tygodni pójdziemy do urn wyborczych i zagłosujemy na ... No właśnie, czy wiemy na kogo zagłosujemy, i czy będzie to nasz świadomy wybór? 
https://felietonista.files.wordpress.com/2011/02/images-1.jpg

Wątpliwości są, bo jak wynika z sondaży tylko 0,5% zgłoszonych kandydatów pochodzi z lokalnych komitetów wyborczych. A to oznacza, że wybory samorządowe zostaną zdominowane przez partie polityczne, które rolę gospodarza regionu mają w głębokim poważaniu. Czy można było inaczej zorganizować kwestię ordynacji wyborczej? 

Starsi Czytelnicy pamiętają zapewne jak demokracja wyglądała w niesłusznym PRL-owskim systemie? Otóż demokracja panowała tam właściwie na każdym kroku. Demokratycznie wybieraliśmy gospodarza/ przewodniczącego klasy, szkoły, czy młodzieżowego związku politycznego. Podobnie było w zakładach pracy, oraz organizacjach społeczno - politycznych. Kandydaci do samorządów, i różnych pokrewnych instytucji (ławnicy, inspektorzy, kuratorzy) najczęściej byli zgłaszani i wybierani na zebraniach załóg pracowniczych, samorządów, rad robotniczych, i partii politycznych. 

Kandydat musiał legitymować się odpowiednim stażem i kwalifikacjami, oraz cieszyć zaufaniem wyborców. Wyborca znał więc - bezpośrednio, albo pośrednio, śledząc np. publiczne media krajowe - swoich wybrańców i głosując na nich (lub nie!) czuł się współuczestnikiem procesów zarządzania. Jak to wygląda dzisiaj? Po raz pierwszy wybory do rad gmin mają się odbyć według nowej ordynacji - w jednomandatowych okręgach wyborczych. 

Kandydaci zostaną wprawdzie przedstawieni w lokalnych mediach publicznych, ale największe szanse będą mieli t.zw. celebryci, a więc osoby znane z tego, że są znane. Nietrudno więc zgadnąć, że w gminnych radach mogą się znaleźć osoby, które tam nie powinny trafić. Prawdopodobnie dużą ilość głosów zbiorą także kandydaci partii i organizacji dysponujących dużymi kwotami na reklamy. To nie wróży dobrze, ale eksperyment na żywym organizmie wyborcy bedzie trwał, bo przecież po to w 2011 r. uchwalono kodeks wyborczy.
.