piątek, 5 grudnia 2014

Marsz 13 grudnia - słuszny, czy nie?

Od wyborów minęło już kilka tygodni, ale nadal nie ma wniosków ze skandalu podważającego wiarę w demokratyczny system państwa. Wprawdzie w ekspresowym tempie – i raczej w trosce o własny interes – pan prezydent uzupełnił skład Państwowej Komisji Wyborczej zapowiadając jednocześnie nowelizację kodeksu wyborczego. Nowelizację przygotowuje Kancelaria Prezydenta. O wytypowanym wcześniej głównym winnym, czyli systemie informatycznym, „który się zbiesił” na czas wyborów na razie cicho, bo widać wyraźnie, że za dużo jest umoczonych w nim osób. Jednak wszystkie te zamiary niczego nie załatwią. 


Już pobieżny wgląd i ocena przebiegu wyborów wskazują, że najdelikatniejsze określenie tego najważniejszego aktu demokratycznego to dziadostwo, pasujące idealnie do teoretycznego państwa, gdzie h… d… i kamienie. Powyższą ocenę potwierdza zresztą główny guru reżimowych – albo jak kto woli „resortowych” – mediów Tomasz Lis, w swoim programie "Na Żywo", co można odsłuchać tutaj:
http://anzai.blog.onet.pl/files/2014/12/5.12-Lis-pyta-kasjerka.mp3

Dla pana T. Lisa 7 dniowe liczenie głosów nie oznacza, że ktoś sfałszował wybory, tak jak i długie liczenie zakupów przy kasie nie dowodzi oszustwa. No i myli się pan, panie Tomaszu Lis. Długie liczenie w jednym i drugim przypadku jest właśnie najlepszym dowodem oszustwa. Pan nie robi codziennych zakupów, więc nie ma pan pojęcia co się dzieje w trakcie „dłuższego liczenia” tego co pan kupił. Często bowiem zdarza się nam, że wrzucamy jakiś artykuł do koszyka zakupów, a potem przy kasie okazuje się, że cena jest wyższa.

Co się zatem dzieje, że po drodze od regału do kasy cena produktu wzrosła. Ano, najczęściej jest to splot różnych okoliczności, bo: a/ mogła się skończyć promocja, i być może zaraz za kupującym pojawiał się pracownik sklepu wymieniający cenę, b/ ktoś przestawił cenę, albo odłożył produkt w niewłaściwe miejsce, c/ sprzedawca (albo wystawca towaru) pomylił się, … itd., itp., Nie będę zresztą zdradzał tajemnicy zawodowej. W każdym razie wina sprzedającego jest oczywista. Ale na tym nie koniec. No, bo co robi sprzedający? Ano właśnie to czego pan, panie Tomaszu Lis, nie wie.

Z reguły bowiem, gdy pan stoi przy kasie czekając albo na zakończenie liczenia, albo na kierownika kas, to w tym samym czasie sprzedawca uwija się, aby zatrzeć ślady, czyli usunąć starą i wstawić aktualną cenę. Jeżeli to się uda zanim pan, panie Lis nie zdenerwuje się i nie zażąda kontaktu z przełożonym kas, to sytuacja radykalnie zmienia się na pana niekorzyść. W tym momencie został pan właśnie oszukany, bo przybyły kierownik kas wyjaśni panu to co wymieniłem wyżej w pkt. a-c.

Problem jest więc dokładnie taki sam, jak przy liczeniu głosów wyborczych, nikogo nie interesuje jakie procedury zawiniły, że cena produktu w regale jest inna pd tego samego produktu przy kasie. Na poziomie sporu kupujący-sprzedający jest pan na przegranej pozycji (oczywiście można to wygrać w postępowaniu odwoławczym, czy sądowym, ale tego też nie będę zdradzał), bo nie potrafi pan udowodnić, że ktoś zmienił cenę, w czasie, gdy pan oczekiwał na policzenie rachunku.

Zdarzają się klienci, potrafiący z aparatem w ręku zarejestrować fałszowanie ceny przez sprzedawców, i udowodnić tym sposobem swoją rację, ale niestety takiej możliwości nie daje regulamin wyborów. Marsz 13 grudnia wydaje się więc uzasadniony i chyba nieunikniony. Dlaczego? Na to pytanie chyba dokładnie odpowiedział sam zainteresowany Tomasz Lis. Poniżej przytaczam krótki fragment innej jego wypowiedzi:
http://anzai.blog.onet.pl/files/2014/12/5.12-Lis-o-marszu-i-wyborach.mp3


Całość można odsłuchać tutaj:
http://audycje.tokfm.pl/audycja/117
po kilknięciu: Poranek – Tomasz Lis, …

W tym kontekście wypada podsumować niezwykle emocjonalną i chaotyczną wypowiedź pana Lisa. Otóż tylko na podstawie danych z Wikipedii można wysnuć wniosek, że zarówno pan Lis jak i jego żona, będąc od ponad 20 lat faktycznymi pieszczochami i beneficjentami mediów państwowych mają niepodważalne prawo krytykować i potępiać wszelkie próby przejęcia władzy w mediach publicznych, tylko co to ma wspólnego z prawdziwą i rzeczywistą publicystyką?
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz